Był sobie ogród, a w ogrodzie drzewo, a obok drzewa jeszcze jedno drzewo. I krzak agrestu, a nawet dwa. W tym roku wyjątkowo obsypane owocami. Gałęzie ugięte pod ich ciężarem.
Nie zwlekając zaczęłam rozmyślać, jakby tu wykorzystać ten urodzaj. I gdy trafiłam na post Komarki od razu wiedziałam, że to jest to. Pomysł na tartę urzekł mnie, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Musiałam ją zrobić, musiałam ją mieć! I zjeść!
Oto krótka historia pewnego agrestu.
Tarta agrestowa z bezą:
Kruchy spód:
- 180 g mąki pszennej
- 100 g zimnego masła
- 2 łyżki cukru pudru
- 1 żółtko
- 2 łyżki zimnej wody
- szczypta soli
Nadzienie agrestowe:
- 500 g agrestu (dałam ok 600 g czerwonego agrestu)
- 60 g cukru
- 3 żółtka
- 2 łyżki syropu z kwiatów czarnego bzu (pominęłam)
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- 75 g masła
- 200 ml wody
Beza:
- 3 białka o temperaturze pokojowe (użyłam 4 żółtka)
- 175 g drobnego cukru (dodałam 200 g)
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
Wszystkie składniki ciasta szybko zagniotłam (tylko do połączenia składników). Zawinęłam w folię i włożyłam do lodówki na ok. 30 minut. Po tym czasie rozwałkowałam ciasto i wyłożyłam nim okrągłą formę o średnicy 25 cm. Docisnęłam ciasto do formy, kilkakrotnie nakłułam spód widelcem widelcem. Piekłam w temperaturze 200ºC, aż do zrumienienia spodu.
Podczas pieczenia spodu przygotowałam nadzienie. Umyty, obrany z szypułek agrest przełożyłam do garnka, dodałam wodę, cukier i gotowałam przez ok 5 minut (przy pomocy tłuczka do ziemniaków aktywnie pomogłam owocom zmięknąć). Następnie odcedziłam płyn, dodałam do niego mąkę ziemniaczaną, uprzednio zmieszaną z kilkoma łyżkami wody, postawiłam na ogniu i gotowałam chwilę aż masa nabrała konsystencji kisielu. Ostudziłam, zmiksowałam z masłem i żółtkami, a na koniec do masy dodałam rozgotowane owoce. Masę przełożyłam na upieczony kruchy spód.
Białka ubiłam na sztywna pianę, następnie dodałam stopniowo cukier, po każdej porcji miksując dokładnie. Gdy piana zrobiła się sztywna i lśniąca dodałam mąkę ziemniaczaną i jeszcze raz dokładnie zmiksowałam. Bezę przełożyłam na masę agrestową.
Całość wstawiłam do piekarnika i piekłam w temperaturze 150ºC przez 40 minut. Zakończyłam pieczenie, gdy beza zrobiła się lekko rumiana i krucha. Chciałam podać po wystudzeniu, ale nie zdążyłam.
Smacznego!
Krótko po swojej przygodzie z tartą, znalazłam jej zieloną wersję na stronie Moje wypieki. Sezon agrestowy trwa w najlepsze.
Nie chciałbym być ignorantem ale uważam, że ta wersja wygląda najsmaczniej ze wszystkich. Szkoda, że nie było mi dane skosztować choć odrobinę ;)
OdpowiedzUsuńNie chcę nic mówić, ale z pewnych względów obiektywny być nie możesz ;) A ciasto jest super i na pewno do powtórzenia. Jak nie w tym roku to w następnym :)
OdpowiedzUsuńAż mi ślinka poleciała:P
OdpowiedzUsuńJadłam jeszcze ciepłe, pycha :))
OdpowiedzUsuńA ja nie jadłam!!! Domagam się przepisu na ciasto śliwkowe, to które jadłam:)))
OdpowiedzUsuńNie moja wina, że jak zrobię śliwkowe, to jakaś rodzina zjada wszystko zanim zdążę zdjęcia zrobić :P
Usuń