23 listopada 2013

Hong Shao Shi Zi Tou. Czerwone lwie głowy z małym bonusem.






Ostatnio na blogu było bardzo bezmięsnie. Więc żeby mięsożercy nie byli smutni dziś druga odsłona chińskich lwich głów. Tym razem czerwonych, choć dla mnie wyglądają bardziej na brązowe. W przeciwieństwie do swoich białych, delikatnych kuzynów, te kulki są zdecydowane w smaku. Sos jest bardzo gęsty, aromatyczny i dość słony (od razu uprzedzam jakby się ktoś obawiał, że kotlety niedosolone), a kapusta miękka, ale zachowuje jednocześnie chrupkość. 
Do dania głównego jako pyszny chrupki dodatek korzeń lotosu i grzyby shimeji na ostro. podobnie przygotowany lotos jadłam w jednej z restauracji. Postanowiłam odtworzyć smak. Natomiast co do grzybów to tak pięknie się do mnie uśmiechały w sklepie. A, że koszt tacki takich grzybów to dosłownie kilka złotych, grzech nie próbować. Myślę, że małe pieczarki sprawdzą się równie dobrze w tym wydaniu. 







Lwie głowy w czerwonym sosie (około 8 sztuk):
  • 450 g mielonej wieprzowiny
  • 150 g surowych krewetek, obranych, drobno posiekanych
  • 2 cm kawałek imbiru, posiekany drobno
  • 1/2 cebuli, posiekanej
  • 1 łyżka jasnego sosu sojowego
  • 1 łyżka wina ryżowego
  • 1 łyżeczka brązowego cukru
  • 1 łyżka mąki kukurydzianej
  • 100 g pieczarek, drobno posiekanych (dałam posiekane trzonki grzybów shimeji)
  • 500 g kapusty pekińskiej, pokrojonej w kawałki (dałam dużą kapustę paksoi)
  • 2 łyżki ciemnego sosu sojowego
  • 1 łyżka jasnego sosu sojowego
  • 1 i 1/4 szklanki bulionu (może być woda)
  • 2 łyżeczki brązowego cukru

Wymieszać w misce mięso, krewetki, grzyby, imbir oraz podane sosy. Z przygotowanej masy uformować około 8 okrągłych kotletów, obtoczyć je w skrobi kukurydzianej (ewentualnie w mące pszennej) i smażyć je w głębokim tłuszczu, aż będą rumiane. Odsączyć nadmiar tłuszczu na ręczniku papierowym.
W woku rozgrzać łyżkę oleju, wrzucić pokrojoną kapustę. Smażyć aż lekko zmięknie. Wlać bulion, sosy sojowe, dodać cukier. Dodać usmażone kulki. Delikatnie wymieszać, żeby kotlety były zanurzone w sosie. Przykryć wok, gotować na małym ogniu około 40 minut, od czasu do czasu zamieszać, aby cała powierzchnia kotletów zrobiła się brązowa od sosu. Pod koniec gotowania sos powinien być gęsty i aromatyczny, jeżeli jest za rzadki należy jeszcze chwilę go redukować aż uzyska się pożądaną konsystencję.









Korzeń lotosu i grzyby shimeji na ostro:
  • około 15 plasterków korzenia lotosu
  • 100 g grzybów shimeji (górna połowa trzonków wraz z kapeluszami)
  • 2 małe papryczki chilli
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżka jasnego sosu sojowego (użyłam pikantnego sosu sojowego z dodatkiem chilli)
  • 1 łyżka sosu rybnego
  • 1 łyżka oleju arachidowego
  • 1/2 łyżeczki oleju sezamowego

Na patelni rozgrzać olej arachidowy, wrzucić plasterki korzenia lotosu, smażyć około 1 minuty. Dodać grzyby, chilli, czosnek. Smażyć kolejną minutę, mieszając delikatnie, aby nie połamać grzybów. Wlać sos sojowy i sos rybny. Mieszać do momentu aż płyn wyparuje. Przełożyć na talerzyk, polać olejem sezamowym. Podawać na gorąco lub na zimno jako przekąskę.

Smacznego!










19 listopada 2013

Zupa chińska z warzywami i tofu. Nie mylić z zupką chińską.





Zdałam sobie właśnie sprawę, że bardzo dawno nie publikowałam żadnego przepisu na zupę. Śpieszę więc nadrobić zaległości i przedstawiam bardzo prostą i smaczną zupę, chińską oczywiście. Udało mi się znaleźć w sklepie arkusze tofu przypominające rozwałkowane ciasto na makaron. Nie zastanawiając się ani chwili kupiłam cały pakiecik. Pasuje jak ulał do całej gamy warzyw. Co najbardziej podoba mi się w tej potrawie to to, że każde użyte warzywo ma inną chrupkość i konsystencję. Zupa jest dzięki temu świeża, smaki są indywidualne, ale jednocześnie bardzo dobrze ze sobą współgrają. Zaś dodatek sosu sojowego, wina i octu ryżowego nadaje jej orientalnego charakteru i sprawia, że zwykła, wydawałoby się, zupa warzywna staje się całkiem nowym doznaniem. 









Zupa chińska z tofu i warzywami:
  • 1,5 l bulionu warzywnego lub ewentualnie drobiowego
  • 1 średnia marchewka, pokrojona w zapałki
  • 70 g strączków groszku cukrowego, pokrojonych w paski
  • 10 grzybów shiitake
  • 2 małe kapusty paksoi, pokrojone wzdłuż na 4 części
  • 50 g kiełków fasoli mung
  • 2 cm kawałek imbiru, posiekany
  • 2 długie zielone papryczki chilli, wypestkowane, pokrojone w paski
  • 100 - 150 g płaskich arkuszy wędzonego tofu lub tofu pokrojone w cienkie paski
  • 2 łyżki jasnego sosu sojowego
  • 1 łyżka wina ryżowego
  • 1 łyżka octu ryżowego
  • 1/2 łyżki brązowego cukru
  • pieprz
  • szczypior, pokrojony na kawałki o długości około 3 cm

Bulion zagotować. Wrzucić pokrojoną marchewkę, gotować około 2 minut, dodać groszek, gotować kolejną minutę. Do zupy dołożyć grzyby, imbir, kiełki, chilli i kapustę. Gotować 1 minutę aż kapusta zwiędnie w zupie. Wrzucić pokrojone w paski tofu. Gotować jeszcze chwilkę aby się zagrzało. Dodać wino ryżowe, ocet oraz cukier. Doprawić do smaku sosem sojowym i pieprzem. Na koniec wsypać kawałki szczypiorku. Podawać.

Smacznego!






Ten przepis bierze udział w akcji:


18 listopada 2013

Mniam. Burgery z łososia i kaszy jaglanej + chutney pomidorowo - kolendrowy.





Jaki jest najlepszy obiad na niedzielę? Wyjątkowy i pyszny! Takie są właśnie wymyślone pod wpływem chwili i zawartości lodówki burgery łososiowo - jaglane. Bardzo lubię łososia, bardzo lubię kaszę jaglaną i bardzo lubię burgery. A 3w1 to już szaleństwo i rozpusta. Idealne z orzeźwiającym chutneyem ze sporą ilością kolendry (można oczywiście użyć natki pietruszki). Z orientalnych nut wybrałam podduszoną kapustę paksoi, która pozostaje lekko chrupka i delikatna w smaku. I żeby nie było za zdrowo i nudno wszystko okraszone majonezem cytrynowym, tak dla smaku...






Chutney pomidorowo - kolendrowy:
    • 1 pomidor, pokrojony w kostkę
    • 1/2 czerwonej cebuli, drobno posiekana
    • 1 mała papryczka chilli, wypestkowana, posiekana
    • sól, pieprz
    • 1 ząbek czosnku, posiekany
    • 3 łyżki kolendry (lub więcej, zgodnie z upodobaniami), drobno posiekanej
    • 2 łyżki oliwy z oliwek

    Wszystkie składniki sosu wymieszać w miseczce, odłożyć na 30 minut, aby smaki się przegryzły.



    Duszona kapusta paksoi:
      • 2 małe kapusty paksoi, pokrojone wzdłuż na 4 części
      • 3 ząbki czosnku, pokrojone w plasterki
      • 2 łyżki jasnego sosu sojowego
      • 1 łyżka oleju roślinnego

      W woku rozgrzać olej, dodać czosnek. Smażyć 30 sekund. Wrzucić ćwiartki kapusty, wlać sos sojowy. Smażyć przez 1 minutę, cały czas mieszając, aż kapusta lekko zwiędnie.


        Majonez cytrynowy:
        • 4 łyżki majonezu
        • 2 łyżki soku z cytryny
        • 1 łyżeczka tartej skórki cytrynowej

        Składniki wymieszać i odstawić, aby smaki się przegryzły.



        Burgery z łososia i kaszy jaglanej (4 porcje):
        • 400 g filetu z łososia
        • 1/2 szklanki kaszy jaglanej
        • 3 łyżki szczypiorku, drobno posiekanego
        • 1 - 2 łyżki skrobi kukurydzianej
        • 1 jajko, rozbełtane
        • 2 łyżki soku z cytryny
        • sól, pieprz

        • kilka plasterków zielonego ogórka
        • kilka liści ulubionej sałaty
        • 4 ulubione bułki, podpieczone w piekarniku
        • chutney
        • majonez cytrynowy
        • duszona kapusta paksoi

        Kaszę jaglaną wysypać na sitko, przepłukać zimną wodą a następnie wrzątkiem. Przełożyć do garnka, dodać 1/2 szklanki wody i szczyptę soli. Gotować aż kasza wchłonie płyn. Przemieszać widelcem i ostudzić.
        Mięso łososia posiekać nożem, aby powstała masa (dobrze jak pozostanie trochę większych kawałków mięsa), dodać kaszę, jajko i pozostałe składniki. Wymieszać łyżką. Masę podzielić na 4 części. Każdą przekładać łyżką na patelnię z rozgrzanym olejem (masa jest dość rzadka, więc nie próbowałam formować burgerów ręcznie). Starać się uformować łyżką w miarę okrągłe burgery, smażyć na rumiano w obu stron, odsączyć nadmiar tłuszczu na ręczniku papierowym.
        Podpieczony spód bułki posmarować majonezem cytrynowym, położyć burgera, plasterki ogórka i dwa kawałki kapusty paksoi. Dodać jeszcze majonezu, przykryć drugą częścią bułki. Obok burgera położyć pokrojoną sałatę, polać chutneyem pomidorowym. Podawać.

        Smacznego!




        17 listopada 2013

        Dodatek do obiadu. Smażony szpinak wodny.





        Na początku pobytu w Chinach wymyśliłam sposób na w miarę bezinwazyjne zapoznanie się z tutejszymi warzywami, owocami i innymi składnikami, często bardzo odmiennymi od tych, których używam na co dzień. Nie chciałam zamknąć się w pewnym schemacie i kupować tylko znanych mi produktów. Tak więc po każdych zakupach, przynoszę do kuchni jedną "dziwną" rzecz. Tylko jedną, a to dlatego, ze zdarza się, że znalezione przeze mnie "coś" całkowicie nie nadaje się do jedzenia. 
        Jeżeli chodzi o półkę z warzywami, to co tu dużo mówić, takiego wyboru warzyw liściastych jeszcze nigdzie nie widziałam. Znajoma Chinka podpowiedziała mi, że gdybym nie wiedziała co z danym warzywem zrobić, to zasadniczo każde z nich nadaje się do smażenia i potraw typu stir fry. Tak więc wybrałam dorodny pęczek czegoś co powinno być w moim przekonaniu szpinakiem wodnym z zamiarem przygotowania tego oto pysznego dodatku do dań głównych. Najfajniejsze w tym warzywie są jego łodygi, które pozostają chrupiące mimo smażenia. I największy plus tego dania - przygotowanie szpinaku zabiera 10 minut, łącznie z myciem i smażeniem. 









        Smażony szpinak wodny:
        • 1 pęczek szpinaku wodnego, w całości
        • 5 ząbków czosnku, pokrojonych w plastry
        • 3 - 4 małe czerwone chilli, wypestkowane, drobno posiekane
        • 2 łyżki oleju arachidowego lub innego roślinnego
        • 2 -3 łyżki sosu rybnego
        • 2 łyżki sosu ostrygowego
        • 2 - 3 łyżki pestek słonecznika, uprażonych na suchej patelni
        • kilka łyżek wody (ewentualnie)

        Szpinak wypłukać, oczyścić, pozostawić cały, łącznie z łodygami. W woku rozgrzać olej. Wsypać plastry czosnku i chilli, smażyć na dużym ogniu przez 30 sekund, intensywnie mieszając. Dorzucić szpinak, zmniejszyć nieco ogień i smażyć około 2 minut. Gdyby szpinak zaczął się przypalać podlać 1 -2 łyżkami wody. Dodać sos ostrygowy i rybny, zamieszać. Smażyć jeszcze chwilę. Przełożyć na talerz, posypać prażonym słonecznikiem. Podawać od razu jako dodatek do dań głównych.

        Smacznego!








        15 listopada 2013

        Bardzo cytrynowo. Lemon - orange curd.



        Moje pierwsze spotkanie z lemon curd to była miłość od pierwszego wejrzenia. Od zawsze z resztą cytrynowa ze mnie dziewczyna. Uwielbiam cytrynowe ciasto, skórką z cytryny okraszam prawie każde pieczone muffinki. Dropsy cytrynowe znikają jako ostatnie, te "najlepsze", z mojego pudełka. Herbata bez cytryny to dla mnie prawie świętokradztwo. A już nie wspomnę o zapachu... Zatem nie dziwota, że zakochałam się w tym jakże prostym kremie od pierwszego wejrzenia. Mogę wyjadać go łyżkami prosto ze słoiczka, dawać na tosty, do naleśników. Och, mnóstwo zastosowań, a słoik taki mały...
        Apropo mojego kremu cytrynowego. Od razu się przyznam. Miał być zwykły lemon curd. Niestety zakupione przeze mnie cytryny miały więcej pestek niż soku i mimo intensywnego wyciskania 6 sztuk, uzyskałam tylko pół szklanki soku... Na szczęście miałam na zbyciu bardzo soczystą pomarańczę. Tak oto powstał lemon - orange curd. Aromat cytryny jest jednak tak intensywny, że smak pomarańczowy wyczuje tylko osoba o bardzo wrażliwym smaku. Może gdyby dodała jeszcze startą skórkę pomarańczy byłby on mocniejszy. Spróbuję następnym razem.
        Na razie delektuję się kremową konsystencją mojego kremu i jego słodkim i jednocześnie kwaskowym smakiem. Polecam cytrynoholikom. Przepis podpatrzonu na tym blogu.







        Lemon - orange curd (porcja około 300ml):
        • 1/2 szklanki soku z cytryny
        • 1/2 szklanki soku z pomarańczy
        • 3/4 szklanki cukru
        • 3 jajka, roztrzepane
        • 80 g masła, pokrojone w kostkę
        Wszystkie składniki włożyć go garnka (najlepiej z grubym dnem), postawić na małym ogniu i podgrzewać mieszając nieustannie trzepaczką. Poczekać aż zacznie bulgotać i od tego momentu gotować jeszcze 5 minut, cały czas mieszając, aby masa się nie przypaliła, pozostała gładka a jajka się nie zważyły. Po tym czasie przetrzeć masę przez sitko, aby pozbyć się ewentualnych grudek. Masę ostudzić (wraz z chłodzeniem powinna zacząć gęstnieć), przełożyć do słoika i przechowywać w lodówce do tygodnia czasu.

        Smacznego!




        10 listopada 2013

        Warzywnie. Warzywa w pikantnym sosie.



        Postanowiłam niedawno, że kilka razy w tygodniu wychylę nos z kuchni i wybiorę się z mym lubym eksplorować smaki Chin gdzieś na mieście. Uwielbiam gotować, ale z nadmiaru nowych składników powoli pęka mi głowa i czasami nie wiem już za co się zabrać. Jedzenie na mieście pozwala mi usystematyzować mą lichą, jak na razie wiedzę i nauczyć się stosowania nowych i czasami bardzo oryginalnych składników. Największym problemem jest nadal to, że nie każda knajpa posiada menu ze zdjęciami przez co czasami zamówienie to loteria. Nigdy nie wiadomo co się trafi ani jak to coś zjeść. 
        Jakiś czas temu trafiliśmy na kawałki kurczaka z marchewką i gotowanymi fistaszkami w pysznym pikantnym brunatnym i jak na ten region przystało pikantnym sosie. Do tego dodane były cieniutkie chińskie placuszki. Pomyślałam sobie, że nie spocznę dopóki sama nie odtworzę smaku tej potrawy. Wydawało mi się to trudne, wszak przypraw tu jak na lekarstwo (najpopularniejsze są dwa rodzaje pieprzu, curry, sól, przyprawa 5 smaków, suszone chilli i glutaminian), ale okazało się dziecinnie proste. Jakkolwiek z przyprawami sypkimi jest kiepsko, za to przypraw w postaci sosów i past jest tu pod dostatkiem. Dobrze by było jeszcze wiedzieć do czego służą, no ale to w przyszłości... Stanęłam więc przed ogromnym regałem w osiedlowym markecie i metodą zdroworozsądkową (tzn. popatrzyłam których słoików jest najwięcej na półkach, co by świadczyło o popularności ich zawartości) wybrałam słoik z brunatną gęstą cieczą wewnątrz. Okazało się, że w ten sposób trafiłam na pastę sojową lub inaczej fasolową, bardzo lubianą w kuchni chińskiej i koreańskie, bardzo aromatyczną, pikantną. Oprócz wody i fermentowanych nasion soi, nie jestem w stanie odgadnąć ani tym bardziej przeczytać, z czego się owa pasta składa. No cóż, czasami lepiej nie wiedzieć...
        I za pomocą tej oto pasty przygotowałam sos prawie jak z chińskiej knajpy, bez dodatku kurczaka, za to z całym bogactwem różnych warzyw. Batat i marchewka sprawia, że danie jest sycące. Lotos, kasztany i orzeszki ziemne są pyszne i chrupkie a świeżości dodaje kolendra i szczypior.








        Sos bardzo warzywny z orzeszkami ziemnymi, kasztanami wodnymi i lotosem (4 porcje):

        • 1 duży słodki ziemniak, pokrojony w kostkę
        • 1 duża marchewka, pokrojona w kostkę
        • 3 łodygi selera naciowego, pokrojone w grube plastry
        • 150 g fasolki szparagowej lub fasolki mamut, pokrojonej w ,miejsze kawałki
        • 5 kasztanów wodnych świeżych lub z puszki, pokrojonych w kostkę
        • 10 - 12 plastrów korzenia lotosu (można pominąć)
        • ewentualnie 1 papryczka chilli, posiekana
        • 100 g niesolonych orzeszków ziemnych
        • 1/2 pęczka szczypioru, pokrojonego w grube plastry
        • 1/2 pęczka kolendry, drobno posiekanej
        • 3 - 4 łyżki pasty sojowej
        • 3/4 szklanki wody
        • sól lub sos rybny do smaku
        • 3 - 4 łyżki oleju roślinnego


        W woku rozgrzać olej, wrzucić kawałki słodkiego ziemniaka i marchewki, smażyć około 2 minut na średnim ogniu. Dodać fasolkę szparagową i selera naciowego i ewentualnie posiekane chilli, smażyć kolejne 2 minuty. Do warzyw dorzucić plastry korzenia lotosu, kasztany wodne i orzeszki ziemne. Dodać pastę sojową i 1/2 szklanki wody. Wymieszać dokładnie, aby sos oblepił wszystkie warzywa. Jeżeli sosu jest za mało dodać więcej wody. Zagotować sos i gotować wszystko na małym ogniu przez kilka minut, od czasu do czasu mieszając. Kontrolować poziom płynu i w razie potrzeby dolewać po trochę wody. Danie jest gotowe, gdy ziemniaki będą miękkie, ale nie rozpadające się. Na koniec dodać posiekaną kolendrę i szczypior, podawać z białym ryżem lub innym ulubionym dodatkiem.

        Smacznego!





        8 listopada 2013

        Po indyjsku. Chilli paneer.




        A oto i pierwszy przepis z wykorzystaniem sera paneer, który ma to do siebie, że mimo podgrzewania i smażenia nie topi się, pozostaje zwarty, ale delikatny i niemal rozpływa się w ustach. Jest to jeden z moich ulubionych przepisów z pogranicza kuchni indyjskiej i chińskiej.  Chilli paneer to wegetariańska wersja potrawy Chilli chicken. Wiadomo wszak, że Indie są rajem dla wegetarian i każdy przepis ma swój wegetariański odpowiednik. Jak dla mnie w większości przypadków mięsne wersje mogłyby nie istnieć. A gdy potrawa ma w nazwie paneer właśnie to mogę ją brać w ciemno. Zapraszam dziś na indyjskie wege pyszności.








        Chilli paneer (4 porcje):

        • 500 g sera paneer, pokrojonego w grubą kostkę
        • 2 łyżki skrobi kukurydzianej
        • 6 łyżek mąki pszennej
        • około 3/4 szkalnki wody
        • szczypta soli

        • 2 strąki zielonej papryki, pokrojonej w szerokie paski
        • 4 strąki zielonego chilli, bez pestek, pokrojonego w paski
        • 1 cebula, okrojona w grubą kostkę lub ósemkę
        • 2 - 3 gałązki selera naciowego, pokrojonego w plastry
        • 3 cm świeżego imbiru, startego
        • 3 ząbki czosnku, drobno posiekane
        • 1/2 pęczka szczypioru, pokrojonego w 2 cm kawałki

        • 3 łyżki ciemnego sosu sojowego
        • 3 łyżki sosu chilli
        • 3 łyżki sosu pomidorowego lub ketchupu
        • 2 łyżeczki brązowego cukru
        • 1 łyżka skrobi kukurydzianej, wymieszanej z kilkoma łyżkami wody
        • 1/2 szklanki wody
        • 3 łyżki oleju + olej do głębokiego smażenia
        • sól

        Do miski wsypać skrobię kukurydzianą, mąkę i szczyptę soli. Dodawać po trochę wody i mieszać trzepaczką aż do uzyskania mieszaniny o konsystencji ciasta naleśnikowego, gdyby ciasto było za gęste dodać więcej wody. W przygotowanym cieście maczać kawałki sera i od razu smażyć w woku w głębokim oleju, aż kawałki lekko zbrązowieją. Odsączyć na ręczniku papierowym.
        Na patelni rozgrzać olej, dodać imbir i czosnek, smażyć na dużym ogniu około 30 sekund. Dodać seler, cebulę i chilli smażyć 2 minuty na średnim ogniu, cały czas mieszając. Wsypać zieloną paprykę, smażyć kolejne 2 minuty. Zmieszać w miseczce sos sojowy, sos chilli, pomidorowy i cukier, wlać na patelnię. Wymieszać dokładnie aby warzywa zostały dokładnie pokryte sosami. Dodać wodę oraz skrobię, chwilę gotować aby sos zgęstniał (jeżeli sos będzie za gęsty dodać więcej wody). Na koniec dodać kawałki smażonego paneeru, delikatnie wymieszać, posypać pokrojonym szczypiorkiem. Podawać od razu z chlebkiem roti (4 placki na osobę) lub z gotowanym białym ryżem.




        Roti (8 sztuk):


        • 1 szklanka mąki pszennej lub mąki pełnoziarnistej
        • 1/4 szklanki letniej wody
        • szczypta soli
        • 2 łyżeczki oleju lub miękkiego klarowanego masła ghee

        Mąkę zagnieść z wodą i solą. Wyrobić gładkie i miękkie ciasto. Dłonie posmarować olejem, natłuścić kulę ciasta i odstawić na 15 minut, aby ciasto odpoczęło. Kulę podzielić na 8 części, każdą rozwałkować na okrągły placek o średnicy około 12 cm, podsypując delikatnie mąką (nie za dużo, bo roti będą suche). Rozgrzać dobrze suchą patelnię. Kłaść pojedynczo roti, w momencie, gdy zacznie zmieniać kolor i lekko się wybrzuszać, przewrócić szczypcami na drugą stronę. Wewnątrz placka zaczną się tworzyć pęcherzyki powietrza. Przewracać placek co kilka sekund, za każdym razem lekko dociskając go do patelni. Od pęcherzyków powietrza placek będzie wyglądał jak nadmuchany. Gdy pojawią się ciemne plamki, ściągnąć roti z patelni i lekko natłuścić aby nie wysechł. Operację powtórzyć z resztą placków. Podawać od razu lub zawinąć szczelnie w folię aluminiową i przechowywać w lodówce.

        Smacznego!




        7 listopada 2013

        Potrzeba matką wynalazków. Pierwszy domowy paneer.




        Z zamiarem zrobienia indyjskiego sera paneer nosiłam się już od kilku miesięcy, a dokładnie od czasu, gdy spróbowałam go po raz pierwszy i zakochałam się w nim. Wiadomo jednak, że człowiek jest z natury wygodny i leniwy (przynajmniej ja) i gdy otaczały mnie dobrocie różnorakie ani w głowie mi było robienie własnego sera. Dopiero teraz, gdy kostka twarogu czy plasterek goudy to istny szczyt marzeń (za szczęście należy uważać możliwość kupienia sera żółtego topionego typu hochland), przypomniałam sobie, że zrobienie paneer to żadna filozofia. Znalazłam odpowiednią inspirację tutaj i zabrałam się za pierwszy ser. Nie wiedziałam czy wyjdzie, wszak dysponuję tu tylko mlekiem w kartonie, jednak w porównaniu z mlekiem UHT z Europy, które otwarte po dwóch tygodniach w lodówce nadal jest "rześkie", tutejsze mleko kwaśnieje już po 3 dniach, istniała więc nadzieja, że plan się powiedzie. Na szczęście udało się! Otrzymałam placek i kulkę (wybaczcie, wszak to mój pierwszy ser) sera o łącznej wadze około 200 gram. Niby niedużo a ile radości! Paneer jest bardzo delikatny, w odróżnieniu od tradycyjnego polskiego twarogu nie jest kwaśny, ma neutralny smak. Mój miał maślaną nutę. Należy pamiętać, że im mniej soku z cytryny wleje się do mleka, tym delikatniejszy ser otrzymamy, dlatego warto czynnik zakwaszający wlewać w porcjach. Otrzymany ser zużyłam zaraz następnego dnia do wykonania indyjskiej potrawy Chilli Paneer. Przepis już niedługo. Na razie sam ser!









        Domowy paneer (porcja około 200 g):

        • 1 l świeżego pełnotłustego mleka (najlepiej niepasteryzowanego, mleko UHT się nie nadaje)
        • 1 - 2 łyżki soku z cytryny

        Do garnka z grubym dnem wlać mleko. Zagotować. Gdy powierzchnia mleka zacznie się podnosić, zmniejszyć ogień do minimum. Wlać 1 łyżkę soku z cytryny i bardzo delikatnie wymieszać. Po chwili mleko powinno zacząć się ścinać, to znaczy zacznie się oddzielać biały osad od płynu. Jeżeli to nie nastąpi wlać kolejną łyżkę soku z cytryny. Ponownie bardzo delikatnie zamieszać, zagarniając płyn z okolic ścianek garnka ku środkowi. Delikatnie podgrzewać i obserwować wytrącanie się sera. Od momentu rozpoczęcia procesu wytrącania do jego zakończenia powinno minąć około 1 - 2 minut. Gdy serwatka zrobi się żółta i klarowna wyłączyć gaz a zawartość garnka przelać na sitko wyłożone czystą tetrową ściereczką lub do lnianego woreczka. Ścierkę można zawiązać i uformować kostkę sera. Ser odstawić aby dobrze odciekł, można przycisnąć ciężkim przedmiotem, aby proces przyspieszyć. Tak przygotowany ser nadaje się do dalszej obróbki.

        Smacznego!